Parę słów o...
Grę Diablo II przeszedłem w wieku ośmiu lat. Rok temu odświeżyłem sobie jej treść po skończeniu trzeciej odsłony w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, oraz z chęcią ponownego zapoznania się z jej fabułą. Pamiętałem wizerunki stworów, oraz paru bohaterów, ale nie ma co się dziwić, po tylu latach wiedza o grze wywietrzała w głowie zostały urywki filmików między aktami, ale ich sens i treść już nie. Jednakże wracając nie znalazłem wielu odpowiedzi, a wręcz odwrotnie pojawiło się od groma pytań, gdyż fabuła dwójki opowiadana jest za pomocą misji, których nie ma wiele – 6 na akt – oraz przerywników filmowych, które zagłębiają nas w historie, której nie do końca rozumiemy, ma to swoje plusy, chcemy grać dalej by zrozumieć. W moim przypadku mogła być to nieznajomość fabuły pierwszego Diablo tylko tyle co udało mi się usłyszeć, czy przeczytać przypadkiem. Trzecia cześć oferuje listy i fragmenty pamiętników, lecz nie znając wypowiadających się postaci nie dają one uczucia satysfakcji, a wręcz pewien rodzaj frustracji. Osobiście przechodząc trójkę przestałem zwracać na nie uwagę po paru pierwszych wypowiedziach, nie wiedziałem kim był Aidan czy Gillian, a całość przybrała obraz chaotycznego zlepku treści.
Szczerze mówiąc widząc zainteresowanie Diablem i poprzednia recenzją z tegoż uniwersum zmobilizowałem się do przeczytania kolejnej książki Nate’a Kenyon’a. Początek był średni, zaczął się dobrze, poczym miejscami nużył, trudno mi było wejść w rolę Dekarda Caina spadkobiercę zakonu horadrimów, mimo to brnąłem dalej z nadzieją, iż autor mnie nie zawiedzie. To co mnie obudziło, a wręcz zwaliło z fotela to retrospekcje z przeszłości bohatera, prześladujące go zmory przeszłości, powracające w snach błędy życiowe. Dwa z nich okazały się niebotycznie ważne dla tego późniejszej egzystencji. Nie słuchając matki przyczynił się to upadku swojego ukochanego miasta Tristram, które zostało na zawsze skażone przez moce piekła. Do drugiego dojdziecie czytając.
Dzieje zapisane w „Zakonie” to czas pomiędzy końcem Diabla II, a początkiem trzeciej części. Poznajemy to Leę, oraz samego Caina, którego historia okraszona jest retrospekcjami ze znanej nam przeszłości. Między innymi moment, gdy Cain wisi w klatce w płonącym Tristram, za chwilę ma być zabity przez swojego splugawionego przyjaciela, a nagle ratuje go grupka bohaterów Amazonka, Czarodziejka, Nekromanta, Barbarzyńca itd. Ta świadomość, czekaj… Ale ja tam byłem i widziałem to na własne oczy, to „Ja” go uratowałem. Tego typu chwile podczas czytania książki stwarzają niesamowitą więź z czytelnikiem .
Powrót myślami do Diabla II, którego darzę ogromnym sentymentem, dał mi tyle czystej frajdy, że zapragnąłem kolejny raz zagrać w ten tytuł. Owe retrospekcje nie tyle pozwalają nam wrócić myślami do fabuły gry, co dają nam możliwość wcielenia się w Caina, poznanie tych zdarzeń z całkiem innej perspektywy. Przez to co napisałem pewnie gro z was utożsamia sobie książkę z jedną wielką powtórką z rozrywki, ale tak nie jest, są to jedynie smaczki dla weteranów. Książka posiada własną fabułę, która według mnie jest tłem dla opisu postaci Dekarda i jego losów, mimo to sama w sobie spokojnie się broni.
Dzięki książce ostatni horadrim staje się nam bliższy. Ci, którzy grali w gry wiedzą kim jest Cain i znają jego koniec, mimo to warto jest poznać kim był i czym się przyczynił dla Sanktuarium, gdyż gry pokazują go jako postać drugo planową, przewodnika po świecie, mędrca z niebotyczną wiedzą, a w książce możemy wyczytać jak ją posiadł i czym przepłacił żeby ją zdobyć.
Trzon fabuły opiera się na Lei, oraz na przepowiedni nadejścia zła. Cain słysząc o horadrimach, którzy pojawili się w okolicy Kaldeum pragnie się z nimi spotkać, sądzi iż pomogą mu oni odeprzeć zło. Myśląc o upadłych zakonie przypomina mu się jego ojciec Jered Cain, potężny mag i obrońca Sanktuarium przy nim Dekard wydaję się nikim, przypominają mu się nauki matki, którym za młodu mocno się sprzeciwiał. W tle poznajemy maga współpracującego ze złem, sługę Beliala, który para się magią Bartuka, dąży do spełnienia przepowiedni, oraz ma swój związek ze wspomnianymi horadrimami. Spotkamy także smaczek zapowiadający trzecią odsłonę Diabla.
Przed napisaniem swojego zdania na temat książki przeczytałem, co ludzie o niej myślą. Zdania były podzielone, niektórzy krytykują autora za wymyślenie własnej historii Caina, książka została zaakceptowana przez Blizzarda i stała się częścią uniwersum. Jest to pozytywna wydźwięk, zarząd Blizzardu dopuszcza do fanów do współudziału w tworzeniu i rozszerzaniu uniwersum, nie są to rzeczy wyciągnięte z nikąd, wszystko się wiąże, gniew ludzi buntujących się wobec kreatywności fana, który przy okazji się utytułowanym psiarzem jest według mnie nieuzasadniony.
Zakon polecam tradycyjnie wszystkim fanom Diablo. Jest to świetne uzupełnienie serii, wypuklenie postaci Dekarda, Lei, Mikułowa, oraz przedstawienie Cullena i Thomasa, którzy będą bohaterami pobocznymi również „Nawałnicy Światła”.
Zacząłem się zastanawiać nad następną książką, myślę nad „Wojną Grzechu” Richarda A. Knaaka lub sięgnę po Archiwum opowiadań z Diablo, ewentualnie… coś z WoWa. Myślę nad paroma słowami o opowiadaniach ze zbioru „Gdy zapada ciemność rodzą się bohaterowie”, lecz musiałbym wbić do kolegi na Śląsk i ją odebrać od kolegi, nie ma to jak pożyczać książki, a potem ścigać ludzi przez pół kraju… Pragnę również zdobyć starsze książki z uniwersum Diabla, lecz jest ich mało i są zazwyczaj chol… drogie, jakby ktoś miał na zbyciu to zachęcam do kontaktu na maila blogowego.
Misza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz