Loża grozy
Autor zbioru opowiadań może być wam nieznany, mimo iż w Anglii zalicza się go do klasyków i porównuje z J.R.R. Tolkienem (Władca Pierścieni), C.S. Lewisem (Narnia), Lewisem Carrolem (Alicja w Krainie Czarów). Niektórzy krytycy zaś uważają go za drugiego po Lovecraft'cie.

Na wstępie chciałbym Wam go przedstawić. Montague Rhodes James, czy też M.R. James jak sam wolał być nazywany urodził się w Anglii w 1862 w hrabstwie Suffolk, bogatej w klimatyczne widoki krainie dworków i rezydencji arystokracji brytyjskiej, gdzie nie dziwota umiejscowił większość ze swoich opowiadań. Był on synem duchownego, lecz nie czuł tego samego powołania co ojciec i postanowił kształcić swój umysł, zamiast piąć się drabiną do nieba w hierarchii duchowieństwa. Zaprowadziło go to do King's College, później Cambrige, gdzie pełnił funkcję rektora. Z zawodu był językoznawcą i biblistą zafascynowanym w legendach, biblijnej apokalipsie, oraz archeologii. Podczas swojej pracy na uczelniach zaczął klecić opowiastki z nutą grozy po to by rozerwać studentów, pobudzić ich do działania, zyskać ich szacunek. Opowieści te cieszyły się również powodzeniem podczas świątecznych zgromadzeń w klimatach kominkowej gawędy. Początkowo robił to z czystej fascynacji fantastyką, w efekcie przeniósł to na aspekt towarzyski, a finalnie na papier. Pod namową bliskich tworzył coraz to ciekawsze przepełnione tajemnicą i grozą historie. Jego dorobek nie jest pokaźny, gdyż liczy około 30 opowiadań, mimo to znalazły one swoje miejsce i uznanie czytelników.

Mówiąc o twórczości M.R. Jamesa i wspominając o literaturze grozy nie mam na myśli typowego horroru, a opowieści do duchach (ghost stories). Nie możemy się tutaj spodziewać szybkiej akcji i brutalnego działania. Historie spisane przez Jamesa mają charakter suspensowy, jak możemy się domyśleć typowy dla obcowania z duchami. Autor przeraża nas naszą własną wyobraźnią, to jest największy atut książek grozy, w sposób utajony, Zwykły czytelnik podchodzi do lektury z nieświadomością tego, co zastanie w trakcie przyswajania treści. Chłonąc opisy krajobrazu, dworku, labiryntu z żywopłotu w ogrodzie przy odziedziczonej posesji, tracimy powagę sytuacji, czujność. Po to by tuż zza kotary wyłoniła się zniekształcona dłoń potwornego maszkarona, podczas pisania listu przez bohatera opowiadania. Wyrywa włos z głowy i chowa się z powrotem zza kotarę niezauważony, po to by otworzyć z donośnym skrzypieniem drzwi łazienki, gdy tylko nasz bohater uda się na nocną przechadzkę za potrzebą. Wydaje się nam, że to nic wielkiego, nie jest to UFO, GMO, ani nie są to ZOMBIE, mimo to każdy z nas podświadomie wie, że gdy przeciąg, albo innych dziw natury otworzy nam drzwi łazienki, garderoby, szafy, tuż przed naszym nosem to nie pomyślimy w pierwszej kolejności o ZOMBIE, bo niby skąd one w szafie, GMO, bo w sumie nic poza zatęchła kanapką sprzed roku w naszej szafie nie żyje, a kosmici przecież woleli by wejść frontowymi drzwiami. Pomimo upływu czasu opowieści o duchach zdają egzamin, są nieśmiertelne, obcowanie człowieka z bytami nadprzyrodzonymi było z nami od zarania dziejów i pewnie pozostanie aż do końca.
Szczerze mówiąc trudno mi było niekiedy przejść przez opisy krajobrazów Wielkiej Brytanii. Nie było tu pojawiających się w 70% prozy Lovecrafta wzmianek o dwuspadowych dachach z czasów pierwszych pionierów, a pojawiały się obrazy z ekranizacji książek Agathy Christie (Panna Marple), Tajemniczego Ogrodu, czy serialu sci-fi Doctor Who itp... Krajobraz wzgórz poprzecinanych kamiennymi zagrodami, mglista, pochmurna, deszczowa pogoda, powodują u mnie melancholię i senność, ale bądź co bądź nadaje te nieco tajemniczości. Buduje to świetny klimat do obcowania ze zjawiskami nadprzyrodzonymi wyłaniającymi się z gęstej londyńskiej mgły (dobra... smogu...), ale w niektórych przypadkach działało to zniechęcająco, szczególnie gdy stajesz przed wyzwaniem przeczytanie czterech stron zbitego czystego opisu ogrodu, nie jestem fanem szczegółowych opisów, wolę zostawić sobie nieco miejsca na własną wyobraźnię, za to jestem kontent, iż monstra i zjawy pojawiające się w opowiadaniach nie są doszczętnie opisane, dzięki temu każdy z nas widzi innego potwora, wyobraźnia człowieka pracuje, co nie ma miejsca podczas oglądania filmu, to wielki plus, gdy jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, dlatego lubię przeczytać książkę, potem obejrzeć film na jej podstawie, a potem porozmawiać z kimś o tym filmie i książce, to ciekawy eksperyment, ponieważ uświadamia nam jak bardzo jesteśmy inni, w dobrej myśli, bo kreatywni.
Historie przedstawione w opowiadaniach bazowane są często na miejscowych mitach i przesądach, maszkarony są oryginalne, a opowiadania budowane na fundamentach historycznych, jak wzmianki o zakonie templariuszy, czy starych ruinach opactwa dają nam szanse wczucia się w klimat opowiadania, nie mówiąc o tym, że większość miejsc, które spotkamy podczas lektury istnieje na prawdę w rodzinnym regionie autora, wspomnianym hrabstwie Suffolk. Zachęcam wszystkich zarówno do zapoznania się ze spuścizną M.R. Jamesa, oraz obejrzenia drzeworytów, grafik związanych z jego opowiadaniami, gdyż groza wywołująca strach przed spotkaniem z owymi scenami jest wręcz namacalna.
Misza